Od wielu lat byłem po rozwodzie z żoną, a z kolegami się nie rozmawia na pewne tematy. Wydaje mi się, że mężczyzna prędzej zwierzy się ze swoich problemów zdrowotnych bliskiej kobiecie niż nawet dobremu koledze.
Stanisław, chory na raka prostaty
Na ogół jest tak, że pacjenci zgłaszają się do lekarza, jak już mają jakieś objawy, są pod opieką urologa, ale bardzo często nie wiedzą podstawowych rzeczy, np. co to jest PSA. U mnie było tak, że zrobiłem z własnej inicjatywy pierwsze badanie PSA, bo słyszałem, że mężczyźni po 50 roku życia takie badania robić powinni. Było w porządku. Dopiero dużo dużo później pojawiła się potrzeba częstszych wizyt w toalecie. To mnie zaniepokoiło i udałem się do urologa. Zlecił mi on ponowne zbadanie PSA - było już podwyższone.
Z początku nie. Od wielu lat byłem po rozwodzie z żoną, a z kolegami się nie rozmawia na pewne tematy. Wydaje mi się, że mężczyzna prędzej zwierzy się ze swoich problemów zdrowotnych bliskiej kobiecie niż nawet dobremu koledze.
Może nie, że w ogóle, ale raczej rzadko. Chyba, że po 60. roku życia, wtedy prędzej. Jak mają 40, 50 lat, to nie rozmawiają o chorobach.
Lekarz wdrożył mi farmakologiczne leczenie prostaty, z początku bez widocznych efektów, po pewnym czasie zlecił mi więc biopsję. Wyniki pierwszej biopsji wykazały, że mam tzw. łagodny przerost prostaty, nie wykryto żadnych zmian nowotworowych. Byłem optymistą. Po dalszym leczeniu farmakologicznym nocne dolegliwości się zmniejszyły, PSA zmalało. Potem jednak, po odstawieniu leku, znowu gwałtownie wzrosło. Wobec tego lekarz zlecił mi więc ponownie biopsję. Pocieszające wyniki pierwszej biopsji uśpiły moją czujność. Dlatego też, jak okazało się, że na drugą biopsję muszę poczekać w kolejce aż 3 miesiące, nie panikowałem. W przeddzień tego zabiegu PSA znowu znacząco wzrosło - to już mnie bardzo zaniepokoiło. Biopsja wykazała, że jest to niestety nowotwór złośliwy gruczołu krokowego.
Dla mnie to był szok. Łzy mi się w oczach pojawiły. To było bardzo trudne. Myśli były dosyć negatywne, nie byłem w najlepszym nastroju.
O ile pamiętam, to wtedy zdawałem sobie sprawę, że są dwie drogi leczenia – leczenie chirurgiczne i naświetlanie. Lekarz urolog zapytał mnie o decyzję dotyczącą leczenia – czy operacja, czy radioterapia. Zapytałem, czy jest trzecia droga – leczenie farmakologiczne? Lekarz odpowiedział, że tak, ale dodał, że takie leczenie jest skuteczne tylko przez kilka lat, a potem będzie już za późno na operację czy naświetlania. Wiedząc o skutkach ubocznych napromienienia zdecydowałem się na operację. Lekarz stwierdził, że to dobry wybór. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że po operacji czy napromienieniu stosuje się czasem dodatkowo leczenie hormonalne.
Nie, wtedy pomogła mi moja przyjaciółka. Poinformowałem ją o wynikach drugiej biopsji. Bardzo się zmartwiła. Wspierała mnie na tym etapie choroby, kiedy musiałem robić dodatkowe, a nieobojętne dla zdrowia badania jak tomografia komputerowa czy scyntygrafia. Znamy się od lat, więc rozmawialiśmy o tym. Mogłem się otworzyć, wyżalić. To było bardzo ważne.
Zabrakło mi dłuższej, głębszej rozmowy o podejrzeniach lekarza urologa, bo na pewno wtedy nie czekałbym 3 miesiące na wykonanie drugiej biopsji w szpitalu państwowym. Zleciłbym ją gdzie indziej – prywatnie, tak jak później musiałem płacić z własnej kieszeni za tomografię komputerową, bo pod koniec roku już nie było na to pieniędzy z NFZ. Natomiast scyntygrafii nie można już było tak prosto i szybko załatwić. Pozostało oczekiwanie na wolny termin w szpitalu. Nie było także rozmowy z lekarzem o szybkim wzroście wskaźnika PSA i powiązaniu tego faktu z wyborem metody leczenia. Czekając na operację czekałem na wykonanie scyntygrafii, a jak przyszedłem z jej wynikiem do lekarza, to okazało się, że w międzyczasie moje PSA osiągnęło taki poziom, że na operację było już za późno… Pozostała radioterapia. Myślę, że gdyby lekarz miał więcej czasu na przeanalizowanie postępów mojej choroby, to radioterapię i związane z nią wstępne leczenie hormonalne można by było włączyć wcześniej.
Tak, onkolog wyjaśniła mi na czym polega to leczenie. Uprzedziła mnie o możliwych wczesnych i późnych skutkach ubocznych radioterapii. Wyjaśniła także, że przy moim wysokim PSA grożą mi przerzuty i dlatego konieczne jest leczenie hormonalne po radioterapii. Dowiedziałem się, że może to mieć wpływ na moje życie seksualne, ale wtedy nie miałem partnerki więc bez wahania zgodziłem się na to leczenie. Jak dotąd jest bardzo skuteczne. A przyszłość pokazała, że nawet po radioterapii i hormonoterapii można mieć dużo zadowolenia z seksu.
Wydaje mi się, że tak. Ma znaczenie. Jest tak, że pacjent wtedy wie, że nie jest sam. Ma potrzebę wygadania się, a psycholog to jest wdzięczny obiekt do wysłuchiwania jego wynurzeń i jest merytorycznym partnerem do rozmowy. Przyjaciółka nie jest idealną osobą do tych celów, gdyż za bardzo przejmuje się zdrowiem pacjenta, czasem panikuje, a to źle wpływa na niego. Dla mnie w tej chwili psycholog to najlepsza osoba, której mogę się wygadać na wszystkie tematy, które mnie stresują.